Od ponad 20 lat 22. września obchodzimy Europejski Dzień Bez Samochodu. Miasta i gminy zachęcają, aby w tym dniu zrezygnować z prywatnego transportu i korzystać z komunikacji zbiorowej. Mniejszy ruch na ulicach sugeruje, że faktycznie tego dnia część kierowców przesiada się do autobusu lub tramwaju. Prawdopodobnie robią to jednak głównie dlatego, że przejazdy są wtedy darmowe. Jak bowiem wynika z danych BIG InfoMonitor rzesza użytkowników transportu publicznego nie ma ochoty płacić za przejazd. W szczytowym momencie niesolidni dłużnicy zapisani w rejestrze BIG InfoMonitor byli winni operatorom komunikacji zbiorowej blisko 200 milionów złotych, obecnie jest to ok. 78 mln zł.
Zaległe zadłużenie z tytułu opłat karnych za brak biletu na przejazd komunikacją miejską i koleją odnotowane w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor wynosi blisko 78 milionów złotych. Znaczący spadek przeterminowanych zobowiązań to przede wszystkim efekt większej determinacji w działaniach windykacyjnych prowadzonych przez przewoźników. – Niedawno zorientowałem się, że komornik zajął pewną sumę na moim koncie. Byłem zaskoczony, bo nie sądziłem, że mam jakieś długi. Okazało się, że zajęcia dokonano na rzecz Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie, a powodem była nieuregulowana opłata dodatkowa za brak biletu na przejazd, którą otrzymałem w 2004 roku, czyli blisko 20 lat temu! – mówi Andrzej, mieszkaniec Górnego Śląska, który przekonał się ostatnio o wzmożonej działalności zarządów transportu w egzekwowaniu kar. Patrząc na zaległe zobowiązania podmiotów gospodarczych posługujących się PKD 4931Z Transport lądowy pasażerski, miejski i podmiejski, które według rejestru BIG InfoMonitor na koniec lipca tego roku wynosiły 28 786 022 zł trzeba przyznać, że intensywna windykacja to słuszny krok, bowiem wpływy z biletów pokrywają zwykle około 50 proc. kosztów działania komunikacji zbiorowej, resztę dopłacają gminy.
Ryzykują głównie mężczyźni w średnim wieku
Pasażerowie jeżdżący „na gapę” to niestety problem równie stary, co sam transport zbiorowy. Mimo upływu lat, zdecydowanego wzrostu zamożności Polaków, ale też rozwoju rozmaitych systemów elektronicznych płatności za bilety, problemu tego nie udało się całkowicie wyeliminować. Szacuje się, że każdego dnia bez biletu podróżuje około 10 proc. klientów transportu zbiorowego, a grupa osób, które uważają, że nie jest to duża nieuczciwość rośnie. W większości przypadków niesolidny gapowicz to mężczyzna (kobiety stanowią tu zaledwie 20 proc.) w wieku 35-44 lat z centralnej Polski.
Co więcej gapowicze to niejednokrotnie dłużnicy-recydywiści, dla 84 proc. z nich opłata za jazdę bez biletu stanowi zaledwie jedno z wielu zaległych zobowiązań. Niechlubny rekordzista ma blisko 800 tys. zł zaległych zobowiązań zarejestrowanych w BIG InfoMonitor, z czego zaledwie 1 432 zł stanowi opłata za korzystanie z komunikacji publicznej bez biletu. Na podium znajduje się również osoba, której zaległości stanowią nieopłacone alimenty w wysokości 669 866 zł oraz kara za jazdę bez biletu, która wynosi 489 zł.
Duża liczba gapowiczów ma na swoim koncie więcej niż jedną przeterminowaną opłatę dodatkową. Rekordzistą jest 61-letni mężczyzna z województwa dolnośląskiego, który ma ich 112. Najmłodszy spośród rekordzistów – 24-latek z Gdyni, powinien uregulować już 14 opłat dodatkowych, a najstarszy – 75-latek ze Skierniewic – 13. Średnio na każdego transportowego dłużnika przypada 15,6 zaległych zobowiązań z tytułu jazdy bez biletu.
Nic dziwnego, że organizatorzy transportu zbiorowego intensyfikują kontrole biletów, tylko w Warszawie było ich w 2022 r. o niemal jedną piątą więcej niż rok wcześniej, szukają też coraz skuteczniejszych sposobów na windykację nakładanych opłat dodatkowych. Przyłapanie gapowicza i wypisanie kary za jazdę bez biletu to bowiem dopiero połowa sukcesu. Należność z tego tytułu trzeba jeszcze skutecznie od dłużnika odzyskać.
Mazowieckie ma do odzyskania ponad 10 milionów, lubuskie „tylko” milion
Wśród największej liczby dłużników przoduje woj. łódzkie, gdzie organizatorom transportu zbiorowego zalega 8289 osób, które „uzbierały” w sumie 13 853 nieopłaconych w terminie kar, które warte są 6 976 264 zł. W województwie mazowieckim każdy z niesolidnych dłużników ma do oddania średnio 1 447 zł, co daje w sumie 10 495 337 zł zaległości wobec przewoźników. Spoglądając na dane BIG InfoMonitor wyraźnie widać, które województwa są najmniej zaludnione, a przez to nisko nasycone siatką połączeń, a co za tym idzie, gdzie szansa na otrzymanie opłaty dodatkowej za brak biletu jest najniższa. Są to lubuskie, opolskie, podkarpackie, podlaskie i świętokrzyskie. W każdym z nich „gapowiczów” z zaległymi zobowiązaniami zarejestrowano mniej niż 1000. Dla porównania, w samej Łodzi dłużników z zaległymi opłatami za jazdę bez biletu wg Rejestru Długów jest 6110.
Groźba konsekwencji mobilizuje do uregulowania zobowiązań
- Rejestr Dłużników BIG InfoMonitor od kilkunastu lat jest ważnym sojusznikiem przedsiębiorstw komunikacyjnych i samorządów. Gromadzi i udostępnia uprawnionym instytucjom dane niesolidnych dłużników. Osoby wpisane na tę niechlubną listę mogą mieć problemy z wzięciem kredytu, zakupami na raty, a nawet podpisaniem umowy na abonament telefoniczny. Utrudnione codzienne funkcjonowanie skłania w konsekwencji wielu dłużników do uregulowania ciążących na nich zaległości – wyjaśnia Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
Według danych BIG InfoMonitor rekordowym okresem pod względem nieopłaconych zobowiązań gapowiczów był czas pandemii. W lutym 2021 w rejestrze widniało ponad 142 tys. osób, ich łączne zaległe zobowiązania na rzecz przewoźników wynosiły blisko 200 mln zł. Od tego czasu liczba niesolidnych dłużników, wpisanych do rejestru z powodu jazdy bez biletu oraz ciążące na nich zobowiązania stopniowo maleją. Według najnowszych danych z września tego roku, w rejestrze BIG InfoMonitor figuruje ponad 60 tys. niesolidnych dłużników, którzy są winni organizatorom transportu zbiorowego prawie 78 mln zł.
Bezpłatne, nie znaczy darmowe. Zapłacą wszyscy
Powoli zaczynają się pojawiać gminy, które decydują się zwalniać pasażerów z jakichkolwiek opłat, oferując bezpłatne przejazdy. Zakładając, że ogólnym celem jest zachęcenie kierowców do rezygnowania z transportu indywidualnego na rzecz zbiorowego, pomysł ten może wydawać się całkiem słuszny. Jak wygląda to w praktyce? Taki model transportu, w którym samorządy biorą na siebie całkowity koszt organizacji komunikacji, umożliwiając pasażerom podróż bez biletów, popularyzuje się w ostatnim czasie głównie w niewielkich gminach wiejskich. W miastach to wciąż rzadkość. Do nielicznej grupy miast w Polsce z bezpłatną komunikacją publiczną od niedawna zaliczyć można jednak Tczew – powiatowe miasto na Pomorzu, liczące blisko 60 tys. mieszkańców. Likwidując bilety w komunikacji miejskiej, Tczew dołączył między innymi do śląskich Żor (61 tys. mieszkańców) czy położonego w województwie łódzkim Bełchatowa (57 tys. mieszkańców). W sumie, w całym kraju, z dobrodziejstw bezpłatnego transportu zbiorowego korzystać już można w miejscowościach zamieszkanych przez ponad 1,5 mln osób.
Do korzyści, wynikających z takiego rozwiązania, zaliczyć trzeba wzrost frekwencji w autobusach oraz ograniczenie formalności związanych z emitowaniem, dystrybucją, a w końcu także kontrolą biletów. Korzyści te samorządy opłacają jednak drastycznym wzrostem kosztów organizacji transportu zbiorowego. Utracone przychody ze sprzedaży biletów, nawet w średniej wielkości mieście, mogą sięgać kilku milionów złotych rocznie. Budżetów większości samorządów nie stać na tak skokowy wzrost kosztów organizacji transportu zbiorowego. Nie należy więc w najbliższej przyszłości oczekiwać lawinowego wysypu podobnych rozwiązań taryfowych. Codziennością dla większości Polaków pozostaną więc bilety w komunikacji miejskiej, a dla samorządów – próbujący uchylić się od ich zakupu „gapowicze”.